czwartek, 18 października 2012

Rozdział dwudziesty czwarty


Loki opadały niesfornie na jego bladą twarz. Siedział obok mnie poważny jak nigdy i nic nie mówił. Ja też nie miałam zamiaru odezwać się ani słowem. Nic takiego nie zrobiłam. Po pomarańczowym płomieniu, dającym przyjemne ciepło nic już nie zostało. W powietrzu unosił się jedynie zapach drewna i moich delikatnych perfum, którymi spryskałam się tuż przed wyjazdem.Wszyscy poszli już spać. Zostaliśmy tylko we dwoje.
- Idę się położyć- wstałam z ławki i mimowolnie spojrzałam na Harry'ego. Jego zielone oczy skupiły się na moich.
- Proszę zostań- chłopak posadził mnie z powrotem na ławce, okrył kocem, który wcześniej z siebie zrzuciłam i przykucnął przede mną.
Odwróciłam twarz w przeciwną stronę, ale chłopak nie poddał się i kontynuował swoją wypowiedź.
- Mieliśmy porozmawiać...- choć nie patrzyłam na niego, kątem oka widziałam, sądząc po jego minie, że nie jest dumny ze swojego zachowania.
- Dobrze ująłeś, mieliśmy- próbowałam zejść, ale on zagradzał mi drogę.
- Jesteś pijany. Tak rozmawiać napewno nie będziemy- spojrzałam na niego poważnie.
- Nic nie wypiłem. Nie miałem ochoty pić- mówił prawdę. Tak mi podpowiadał mój kobiecy instynkt i nie miałam zamiaru zaprzeczać.
- To czemu tak się zachowałeś? Potraktowałeś mnie z góry, jakbym była...
- Nie mów tak... Nie chciałem, żeby tak wyszło, rozumiesz? Ja... no wiesz...
- Nie wiem, może mi w końcu to powiesz?- na mojej twarzy malowało się rozdrażnienie całą tą dziecinną sytuacją.
- Jestem zazdrosny, jasne? Jestem o ciebie cholernie zazdrosny. Kiedy gdzieś idziemy wszyscy faceci odwracają się za tobą. Może tego nie widzisz, ale tak jest. A ja najchętniej dałbym im wszystkim w mordę.
- Przestań, wcale tak nie jest- nabrałam powietrza, żeby odpowiedź była bardziej przekonująca.
- Jest uwierz mi.
- To nie zmienia faktu, że przesadziłeś. Jak możesz być zazdrosny o swoich przyjaciół? Nawet w nich widzisz konkurencję? Przecież jak będziemy razem nie możesz zakazać mi rozmów z innymi facetami, tylko dlatego, że jesteś o mnie zazdrosny- krzyknęłam mu prosto w twarz.
- Jestem cholernie zakochanym w tobie, zazdrosnym idiotą. Ale nie pozwolę ci odejść, ani nikomu mi cię odebrać, rozumiesz?
- Skoro tak to udowodnij to innym i mnie samej. Udowodnij... Wiesz, że ja słyszałam już mnóstwo słów, które okazały się tylko pustymi słowami rzucanymi na wiatr. Nie chce, żeby to się powtórzyło...
- Nie powtórzy- ujął moją twarz w swoje dłonie i przybliżył do swojej. Jego zielone oczy były pełne pożądania co mnie także się udzieliło. Zbliżył swoje usta do mojej szyi i po chwili musnął ją swoimi ustami. Przeszedł mnie dreszcz, a na moich rękach pojawiła się gęsia skórka. Kolejny pocałunek złożył tuż pod moją brodą. Moim ciałem wstrząsnęła fala gorąca. Zrzuciłam koc z moich ramion i rękoma objęłam chłopaka. Trzeci, znacznie dłuższy pocałunek złożył na połowie moich ust. To było niczym próbowanie czegoś nowego, zachwycał się ich smakiem. Dłużej nie wytrzymałam. Przyciągnęłam chłopaka za koszulę do siebie i nasze usta złączyły się w ostatecznym, gorącym pocałunku. Chłopak uśmiechnął się, bo jego usta wygięły się co dokładnie poczułam.
- Poczekaj- przerwałam łapiąc oddech.
- Byłam na ciebie zła. Powinnam dać ci w twarz, a nie się z tobą całować- uśmiechnęłam się trochę figlarnie.
- Skoro tak ma się kończyć każda nasza kłótnia to musimy robić to częściej- chłopak wstał i pociągnął mnie. Wskoczyłam na niego i obwiązałam dookoła jego ciała moje nogi, a rękoma przytrzymałam się jego szyi.
- Wiesz, że śpimy we dwójkę w jednym namiocie, prawda?- zaśmiał się.
- A kto tak powiedział? Ja śpię w środku a ty na zewnątrz- na moją twarz wpełznął uśmiech zwycięstwa.
- Chcesz, żeby mnie niedźwiedzie zeżarły?- zrobił minę smutnego psiaczka, a ja próbowałam wyglądać na bezwzględną i bawiłam się jego loczkami na głowie.
- No nie wiem. Może i to nie byłby głupi pomysł... Tylko...
- Tylko co? chłopak zatrzymał się przed naszym namiotem i położył mnie ostrożnie na ziemię.
- Brakowałoby mi tego- dotknęłam wskazującym palcem jego wargi, którą po chwili zagryzł, co kolejny raz wzbudziło we mnie wewnętrzne ciepło.
- Mamy jeden śpiwór- jego twarz była coraz bliżej, a kąciki moich ust coraz bardziej się wykrzywiały z powodu szerokiego uśmiechu.
- Czyli ty śpisz bez- powiedziałam.
- Czyli śpimy razem- pocałował mnie delikatnie i pociągnął za rękę do namiotu.
- Tylko bez numerów Haroldzie!- powiedziałam a on zaśmiał się głośno, co mnie trochę wystraszyło. Adrenalina podskoczyła do góry, a serce odetchnęło z ulgą, że wszystko się ułożyło...

Położyłam ostrożnie głowę na jego klatce piersiowej i przytuliłam do jego ciała. Na szczęście zmieściliśmy się razem w śpiworze, bo bez niego byłoby całkiem zimno...
- Dobranoc- szepnęłam, a on odpowiedział mi tym samym i pocałował w czoło. Nie musiałam długo czekać, bo po krótkiej chwili odpłynęłam do beztroskiej krainy, w której wszystko jest możliwe, czyli do krainy snów.

Obudził mnie sygnał przychodzącego esemesa. Zaspanym wzrokiem spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Jest godzina czwarta w nocy. Kto może pisać do mnie o tej porze? Kliknęłam przycisk ''odbierz'' i moim oczom ukazał się esemes od Nialla. Zdziwiło mnie to trochę, bo przecież on zazwyczaj bardzo dobrze śpi. Co robi o czwartej w nocy na nogach? Treść esemesa brzmiała następująco:
Han, przepraszam jeżeli budzę, ale potrzebuję twojej pomocy. Możesz przyjść jak najszybciej do mojego namiotu? Niall.
Czym prędzej, ostrożnie wyszłam ze śpiwora, co wcale nie było takie proste. Bałam się, że obudzę słodko śpiącego loczka, ale na szczęście do tego nie doszło. Nie umiałam znaleźć swojego swetra, więc włożyłam na siebie bluzę należącą do mojego chłop... Zaraz wróć. Czy ja mogę go tak nazywać? Czy ja mogę nazwać go moim chłopakiem, a nas oboje parą? Nie rozmyślałam o tym za długo, bo moją głowę zaprzątało mnóstwo innych myśli. Co z Niallem? Czy coś mu się stało? Powoli rozsunęłam zamek namiotu i wyszłam na zewnątrz. Tym razem moim ciałem wstrząsnął zimny dreszcz, ale zaczęłam biec w stronę namiotu, w którym tej nocy nocował blondyn. Chłopak siedział przed namiotem w dość dziwnej pozycji.
- Niall- podbiegłam do niego i zaczęłam bacznie mu się przyglądać.
- Co ci jest?- jego twarz była blada jak ściana, a czasem wydawało mi się nawet, że przybierała zielonawy odcień.
- Niedobrze mi- coraz mocniej przyciskał ręce do brzucha, chociaż obydwoje wiedzieliśmy, że to w niczym nie pomoże.
- To może być zatrucie pokarmowe. Jadłeś coś?
- Pianki- powiedział chłopak zupełnie zniekształconym głosem. Musiało mocno go boleć.
- Pianki jedliśmy wszyscy. My też byśmy się źle czuli- stwierdziłam nie wiedząc co dolega przyjacielowi.
- Dobra Niall, gdzie masz kluczyki?- zapytałam a on wskazał na swój namiot. Wzięłam z niego kluczyki do samochodu, fioletową bluzę na rozpinanie Nialla i wyszłam do przyjaciela.
- Niall słuchaj musimy jechać do szpitala, jasne?- powiedziałam z pocieszającym uśmiechem i pomogłam blondynowi wstać.
- Czy to konieczne?- zapytał.
- Nie mamy wyjścia. Musisz dać radę- pocieszyłam go jak najlepiej umiałam.
- Nie chodzi o mnie. Wiem, że nienawidzisz szpitali- teraz na jego twarzy ujrzałam delikatny uśmiech.
- Potrzebujesz pomocy. Ty jesteś dla mnie ważniejszy od jakiś głupich uprzedzeń- powiedziałam na co chłopak szepnął ''dziękuję'', podparł się o mnie i razem skierowaliśmy się w stronę samochodu, który stał nieopodal. Otworzyłam tylne drzwi chłopakowi, a on położył się na siedzeniach. Okryłam go kocem, który znalazłam w bagażniku, a sama wsiadłam za kierownicę. Chwilę musiałam zastanowić się jak mam jechać tym samochodem, bo mimo, że mieszkam już dłuższy czas w Anglii to dalej mam problem z przyzwyczajeniem się do kierownicy po prawej stronie. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam z piskiem opon z miejsca, w którym jeszcze przed chwilą się znajdowaliśmy.
Moje oczy były zmęczone, a powieki co chwilę opadały w dół. Nie mogłam pozwolić sobie na drzemkę, więc włączyłam radio, w którym akurat leciała jakaś energiczna piosenka.
Przynajmniej teraz nie zasnę- pomyślałam spoglądając w lusterko, w którym odbijała się zwinięta w kłębek postać mojego przyjaciela.
Starałam przypomnieć sobie jak mam dojechać do szpitala. Widziałam go po drodze, ale nie byłam pewna czy jadę w dobrym kierunku. Na szczęście po piętnastu minutach zobaczyłam wyłaniający się z lasu niewielki biały budynek z czerwonym krzyżem namalowanym farbą.

W środku panowało przyjemne ciepło. Przyjęła nas jakaś starsza pielęgniarka widocznie niezadowolona z naszej nocnej wizyty. Przecież na tym polega jej praca! Powinna przykleić sobie na twarz uśmiech i pomagać pacjentom jak najlepiej potrafi! Zaprowadziła Nialla do gabinetu lekarza, a ja powiedziałam, że poczekam na niego przed drzwiami. Tak też zrobiłam... Chodziłam nerwowo tam i  z powrotem nie mogąc znaleźć sobie miejsca. W końcu niespokojna usiadłam na niewygodnych krzesłach stojących na opustoszałym korytarzu. Postanowiłam napisać do przyjaciół esemesa z informacją co się stało i gdzie jesteśmy. Nie chciałam, żeby się o nas martwili. Nie umiałam wysłać napisanej wiadomości, ponieważ w miejscu gdzie się znajdowałam nie było zasięgu. Wstałam i szłam długim korytarzem aż mój telefon znalazł choć jedną kreskę i pomyślnie wysłał wiadomość. Już miałam się wracać, kiedy usłyszałam dziewczęcy płacz. Należał do ładnej brunetki, która siedziała oparta i ścianę z dłońmi na twarzy. Zmartwiona kucnęłam przed nią i zapytałam:
- Wszystko w porządku?
- Nie. Nic nie jest w porządku- zaczęła płakać jeszcze głośniej.
- Może mogę ci jakoś pomóc?- zapytałam niepewnie, a ona spojrzała na mnie z nadzieją w oczach.
- Dziękuję- uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła opowiadać:
- Chodzi o to, że dzisiaj w nocy źle się poczułam. Przyjechałam tutaj, zrobili mi badania i okazało się, że jestem w ciąży.
- To chyba dobrze, prawda?- zapytałam pewna, że dziewczyna cieszy się z tego, że będzie miała dziecko.
- W pewnym sensie. Nie wiem jak zareaguje David. To mój narzeczony...
- Jestem pewna, że się ucieszy...- uśmiechnęłam się szczerze i spojrzałam na dziewczynę.
- Nie, bo... To nie jest jego dziecko...- wydukała. Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć. Zaczęła gwałtownie płakać i przytuliła się do mnie.
- Musisz mu jak najszybciej powiedzieć- spojrzałam jej w oczy, gdy ta już nieco się uspokoiła.
- Wiem, ale...
- Uwierz mi. Nawet najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa- powiedziałam. Wiem jak doradzać innym, ale sama się do tego nie stosuję. Jakim okropnym człowiekiem trzeba być, żeby tak postępować?
- Masz rację. Powiem mu, ale nie dzisiaj. Muszę przemyśleć, jak mam to zrobić.
- Dobrze, ale zrób to jak najszybciej. Żaden moment nie będzie odpowiedni do powiedzenia o czymś takim- zobaczyłam, że dziewczyna odzyskuje nadzieję.
- Dziękuję- powiedziała.
- Nie ma za co. Pamiętaj, że teraz najważniejsze jest dobro maluszka- wskazałam na jej brzuch.
- Tak. Ciągle nie umiem w to uwierzyć- z uśmiechem na twarzy spojrzała na zaokrąglony brzuszek.
- Dotknij- ujęła moją rękę i umieściła ją na swoim brzuchu.
- Tam znajduje się nowe życie. Wspaniałe, co?
- Tak- uśmiechnęłam się, a po moim policzku spłynęła łza wzruszenia.
- Wiesz co? Zrobię to jeszcze dzisiaj. Masz rację, nie mogę tego trzymać w sercu. On musi dowiedzieć się jak najszybciej- pomogłam dziewczynie wstać i pożegnałam się z nią ciepło.
- Jeszcze raz dziękuję Hannah!- zawołała brunetka i pomachała do mnie, na co ja zrobiłam to samo.
- Powodzenia!!- odpowiedziałam w ostatniej chwili, ale byłam pewna, że dziewczyna mnie słyszała bo przytaknęła głową.
Trochę zszokowana całą sytuacją wróciłam pod salę, w której lekarz badał Nialla. Strasznie długo to trwało, więc złączyłam dwa krzesła i ułożyłam się na nich. Wykończona przymknęłam powieki i już nie zdołałam ponownie ich otworzyć...




No witajcie!!! Jest wcześniej... to taka mała niespodzianka ode mnie dla was :D
Dziękuję wam za 10710 wejść na mojego bloga i tyle wspaniałych komentarzy :) Ostatnio z nimi coś słabiej, ale liczę, że to przez te wszystkie olimpiady i nacisk ze strony nauczycieli, a nie gorsze rozdziały, które wychodzą spod mojej ręki... Mam nadzieję, że w najbliższym czasie to się poprawi :) A co tam słychać u moich kochanych czytelniczek? Pozdrawiam was moje słoneczka i liczę na dużo komentarzy pod spodem... Buziaki :**







piątek, 12 października 2012

Rozdział dwudziesty trzeci

Noc była dość ciepła, więc w krótkich fioletowych spodenkach i bluzce z krótkim rękawem, którą miałam na sobie było mi w sam raz:












Delikatny wiaterek schładzał moje ciało, które było już wystarczająco nagrzane, ponieważ na moich policzkach pojawiły się charakterystyczne dla mojej urody różowawe wypieki. Oddychałam głęboko. Pobierałam z otoczenia duże ilości tlenu, żeby po chwili móc wypuścić całe powietrze. Gdzieś nieopodal w wysokich trawach dało się usłyszeć donośne cykanie cykad. Kiedyś przeczytałam w jakiejś książce, która teraz pewnie leży skurzona na drewnianej półce w moim starym pokoju, że w świecie owadów wiele samców  np. samce cykad zwabiają samice dźwiękami.
Ojj nie tylko oni...- pomyślałam. Dobrze wiemy, że ci przystojni chłopcy, którzy siedzą teraz przy ognisku i najprawdopodobniej śpiewają robią dokładnie to samo... Ich głosy są jak piękne i niewidzialne dla oczu nici, które są nieprawdopodobnie mocne i dają mi niezwykłą siłę. Te wszystkie nicie z dnia na dzień coraz bardziej  zaciskają moje serce. Przywiązałam się do nich, ale czy jestem gotowa, żeby opowiedzieć im o tym co przez tak długi czas starałam się ukryć?
Jedno zdanie, które przypomina chwile, o których staramy się zapomnieć. Chowamy do szuflady, zamykamy na cztery spusty i staramy się wykasować z pamięci na zawsze. Nigdy więcej do nich nie wracać. Przetarłam oczy, bo zaczęły mnie swędzić. Poczułam, że łzy zbierają mi się w oczach, ale żadna z nich nie miała odwagi zlecieć. Nie miała prawa. Tyle czasu starałam się nie wspominać o tym feralnym dniu, a teraz te nieprzyjemne wspomnienia powróciły. Wymusiłam uśmiech na twarzy i przypomniałam sobie słowa mojej kochanej mamy:
'' Jeśli kiedykolwiek będzie Ci smutno to śpiewaj. Znajdź słowa, które najlepiej opisują Twój ból i wyrzuć je z siebie'' Pozwól im wydostać się z tego dobrego serduszka. Zrób miejsce miłym wspomnieniom i pozwól, aby złe chwile odeszły w niepamięć''.
Mama mówiła mi tak, kiedy byłam małą dziewczynką i ja teraz właśnie poczułam się jak taka mała dziewczynka, która nie wie co ma zrobić, więc zgodnie z tym co powtarzała mi mama, za którą bardzo tęskniłam zaczęłam śpiewać piosenkę, która wpadła mi akurat do głowy.
Next time I'll be braver - pierwsze słowa zaśpiewałam z delikatną chrypką, która jednak po chwili ustąpiła miejsca czystemu głosowi. Kolejne zdanie zaczęłam już z większą pewnością:
I'll be my own savior,
When the thunder calls for me,
Next time I'll be braver,
I'll be my own savior,
Standing on my own two feet,

I won't let you close enough to hurt me,
No, I won't rescue you to just desert me,
I can't give you the heart you think you gave me,
It's time to say goodbye to turning tables,
To turning tables,
Turning tables, yeah,
Turning, yeah, ooh...

Przymknęłam powieki, które dotychczas pochłaniały piękny widok rozgwieżdżonego nieba i odgarnęłam kosmyk włosów, który opadał na moją twarz i delikatnie łaskotał mnie w nos, co powodowało nieznaczny uśmiech na mojej twarzy.
Czy po ''tym'' incydencie myślałam, że mogę się jeszcze uśmiechać? Nie. Kolejny raz potwierdza się sentencja ''Nigdy nie mów nigdy''. Uśmiecham się. Ja naprawdę ostatnio cały czas się uśmiecham!
Te wydarzenia nigdy się już nie powtórzą. To zamknięty rozdział. Teraz tworzę nowy, mój własny rozdział, w którym jestem naprawdę szczęśliwa. Stałam się bardziej pewna siebie. Pokonałam te słabości, które kiedyś przyprawiały mnie o ból brzucha. ŚPIEWAM. a to jest coś czego nie robię często. Mimo, że bardzo kocham śpiew to jestem jedną z tych osób, które wolą trzymać się z daleka od sceny. Wolę pośpiewać pod prysznicem, w samotności. Może to jakiś rodzaj tchórzostwa, ale przecież nie wszystkie słabości można wyleczyć...

Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Momentalnie mój głos umilkł, a serce podskoczyło jak szalone. Odwróciłam głowę i odetchnęłam z ulgą.
- Liam- szepnęłam i pokazałam przyjacielowi moje białe ząbki w postaci serdecznego uśmiechu. Wskazałam  miejsce obok mnie, a chłopak położył się tam i tak jak ja wtopił swój wzrok w niebo. Nastała cisza, ale jedna z tych przyjemnych, w których po prostu nie trzeba nic mówić tylko cieszyć się nawzajem swoją  obecnością.
- Słyszałem jak śpiewasz- chłopak zaczął dość niepewnie. Spojrzałam na niego trochę zawstydzona i zakryłam twarz dłońmi.
- Ja nie śpiewam- powiedziałam niepewna czy Li mnie słyszy, ponieważ dłonie dalej zakrywały moje usta i resztę twarzy.
- Śpiewasz i to niesamowicie- mój misterny plan nie wypalił, słyszał mnie...
Czemu nie mówiłaś, że masz taki głos?- zdjął moje ręce i nachylił się nade mną tak, że widziałam tylko jego głowę wraz z szyją i księżyc.
- Bo nie pytałeś- odpowiedziałam krótko i odwróciłam się unikając jego wzroku. Czułam jego oddech na moim ciele, przez które przeszedł miły dreszcz. Chłopak zaśmiał się delikatnie.
- Dużo jeszcze o tobie nie wiem?- zapytał na co ja nic nie odpowiedziałam. W tym momencie w moim sercu rozgrywała się wojna. Powiedzieć czy nie? Jeśli miałabym powiedzieć chłopcom o tym co kiedyś mnie spotkało to chciałabym, żeby pierwszy dowiedział się Liam. Nie wiem dlaczego właśnie on, ale tak po prostu czuję.
- Troszeczkę- pokazałam palcami i uśmiechnęłam się.
- Wiedz, że możesz nam ufać. Przynajmniej ja obiecuję, że możesz mi wszystko powiedzieć, kiedy tylko będziesz na to gotowa- nie wiem skąd ten chłopak był taki mądry i wrażliwy.
- Wiem- wtuliłam się w jego ciało.
- Dziękuję- szepnęłam.
- Jesteś wspaniałym przyjacielem- tak bardzo pragnęłam się nie rozkleić, co niestety mi się nie udało. Kilka łez spłynęło po moim policzku wprost na jego pachnącą perfumami koszulę w kratę.
- Pomoczyłam ci koszulę- byłam rozgoryczona. Nie miałam zamiaru zakończyć tego co miało miejsce.
- Ty płaczesz?- chłopak pocałował mnie w czubek głowy. Jego głos ukazywał zaniepokojenie zaistniałą sytuacją. Wyrwałam się z jego objęć i powędrowałam wzrokiem w kierunku jakiegoś nieznanego punktu na jeziorze.
- Ja... na razie...- nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Nie jesteś gotowa. Rozumiem- jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Po chwili smutku znów pojawiła się tyle oczekiwana chwila radości.
- Zmiana tematu?- zaproponował chłopak na co ja z radością przystałam.
Błądziłam swoim wzrokiem po niebie aż w końcu Daddy zapytał:
- Czego ty tam tak szukasz?
- Małej i Dużej Niedźwiedzicy. Nigdy nie wiedziałam gdzie są na niebie- byłam bardzo poważna co chłopaka rozbawiło. Sama nie wierze w to co zrobiłam. Powinnam wyrzucić to z siebie. Chciałam zrobić to już dawno, tylko nie umiałam zdobyć się na odwagę. Słowa Danielle otworzyły mi oczy. A jednak kolejny raz tchórzę...
- Pomożesz?- Liam zaśmiał się i zaczął szukać gwiazdozbiorów razem ze mną. Śmiech nie znikał z mojej twarzy. W jego towarzystwie zapominałam o wszystkich zmartwieniach.
- Chodźmy już, bo będą się niepokoić- stwierdziłam, na co chłopak przytaknął i obydwoje wstaliśmy z pomostu. Postawiłam nogę na jedną ze spróchniałych desek, a ona zaskoczona, że po tylu latach ktokolwiek miał ochotę wejść na ten pomost ugięła się pod moim ciężarem. Niespodziewanie wpadłam do lodowatej wody. Wypłynęłam na powierzchnię i co zastałam? Wysoki, brązowooki chłopak w lekko kręconych włosach powstrzymywał się od śmiechu.
- Tak cię to bawi?- moje zęby nie przestawały uderzać o siebie tworząc dość specyficzny odgłos.
- Nie- chłopak udawał powagę.
- Pomóż mi lepiej stąd wyjść- wyciągnęłam do niego rękę, na co on zrobił to samo.
- Masz za swoje- chwyciłam go i pociągnęłam do wody. Takiego obrotu wydarzeń najprawdopodobniej się nie spodziewał. Zaczął gonić mnie w wodzie, a ja próbowałam płynąć jak najszybciej potrafię.
- Nie dogonisz mnie- krzyczałam i śmiałam się w jednym. Nagle chłopak zniknął z mojego pola widzenia. Rozglądałam się szukając głowy chłopaka. Bezskutecznie.
- Liam?! Liam, gdzie ty jesteś?- zanurkowałam, ale w wodzie panował mrok przez co widoczność była ograniczona.
- Liam!!! To nie jest zabawne! - wrzasnęłam po chwili bezradna. Znajomy śmiech za moimi plecami. Poczułam czyjeś silne ramiona obejmujące mnie od tyłu.
- Ty wariacie! Ładnie to tak?
- Dogoniłem cię- uśmiechnął się delikatnie. Nasze nosy prawie się dotykały.
- To się nie liczy- pokazałam mu język i zaczęłam płynąć do brzegu.

Przy ognisku panowała miła atmosfera. Niall dotarł ze swoją gitarą krótko po tym jak dotarliśmy z Liamem do obozowiska. Gdzie on był tyle czasu? Czy oby napewno jego gitara znajdowała się w samochodzie? On chyba biegł po ową gitarę do domu w Londynie sądząc po upływie takiej ilości czasu. Usiedliśmy bliżej płomienia, żeby nasze ubrania zdążyły szybciej wyschnąć. Wszyscy, nie licząc Danielle, która na moje szczęście poszła spać i Harrego, który zobaczywszy mnie z Liamem nie dając nic sobie wytłumaczyć poszedł napić się piwa z Lucasem dokończyliśmy jedzenie przypalonych już pianek. Dlaczego Harry taki jest? Zazdrosny o każdego chłopaka. Czy on aż tak mi nie ufa? Aż tak, że widzi swoich przeciwników w najlepszych przyjaciołach... Nie rozumiem jego zachowania i nie mam zamiaru go przepraszać. Skoro mi nie ufa to kontynuacja tego co ostatnio między nami zaszło nie ma sensu...
Blondynek oznajmiając wszystkim, że nastroił swoją gitarę i zaczął grać piękną piosenkę. Wszyscy chłopcy zaczęli śpiewać jej słowa, w które dokładnie się wsłuchiwałam:

Today is gonna be the day
That they're gonna throw it back to you
By now you should've somehow
Realized what you gotta do
I don't believe that anybody
Feels the way I do about you now

Backbeat the word was on the street
That the fire in your heart is out
I'm sure you've heard it all before
But you never really had a doubt
I don't believe that anybody feels
The way I do about you now

And all the roads we have to walk are winding
And all the lights that lead us there are blinding
There are many things that I would like to say to you
But I don't know how

Because maybe
You're gonna be the one that saves me
And after all
You're my wonderwall...

 










Wtuliłam się w mięciutki koc, którym wcześniej otulił mnie Zayn i zmęczona już tym dniem zaczęłam powoli zasypiać na jego kolanach. Ostatnie co uchwyciłam to uśmiechy tych wszystkich osób znajdujących się przy ognisku, które sprawiały, że czułam niezwykłe ciepło w sercu. Te wszystkie twarze, głosy...
Przyjaciele są jednym z najważniejszych powodów by żyć!


No witam. Na wstępie: przeprosiny dla Was ode mnie za to, że musiałyście tyle czekać na ten rozdział...Ostatnio miałam małe problemy ze zdrówkiem, ale już jest w miarę dobrze :P
Nie będę pisać, że nie było warto czekać czy coś w tym stylu, bo obawiam się mojej kochanej siostruni- Kamilotki i jej młotka :)) Hahhaha... Ale ten rozdział nawet mi się podoba, teraz Wasza kolej na oceny...
A tak poza tym to:
I'm going to PARIS!!!! Rozumiecie??? Skacze ze szczęścia jak szalona... Koniec maja, początek czerwca jadę do Paryża z moimi przyjaciółkami na siedmio- dniową wycieczkę. Odpoczniemy (będziemy już po egzaminach), poderwiemy jakiś przystojniaków, pozwiedzamy a co najważniejsze spędzimy razem czas, bo przecież zgodnie z tym co wam napisałam:
Przyjaciele są jednym z najważniejszych powodów by żyć!

Au revoir :)) Je t`aime: Hannah :)



poniedziałek, 1 października 2012

Rozdział dwudziesty drugi




Kręta droga prowadziła przez bujny las. Wysokie drzewa bujały się na różne strony, jakby popychane przez niesforny wiatr, który nie dawał za wygraną. Samochód od czasu do czasu napotykał na swojej drodze dziury, w które niezgrabnie wpadał. Po chwili jednak znów powracał na powierzchnię, silny jak nigdy przedtem. Potem mknął już tylko szybko, mijając po drodze idące ostrożnie skrajem jezdni zakochane pary. Najprawdopodobniej wybrały się na romantyczny spacer brzegiem jeziora, które już wyłaniało się spośród drzew. Słońce powoli przygotowywało się do ucieczki z nieba i oświetlało swym blaskiem wszystko napotkane na swojej drodze. Moja głowa spoczywała oparta na kolana chłopaka z burzą loków, tak, że byłam w stanie obserwować co dzieje się za oknem i jednocześnie doświadczać tego wspaniałego uczucia. Mianowicie głaskania jego dłońmi moich włosów. Jego palce delikatnie przesuwały się po mojej głowie, zaczesując delikatnie lekko zakręcone kosmyki na jedną stronę. Mimowolnie podniosłam się i poczułam wzrok chłopaka na sobie. Uśmiechnął się do mnie, na co ja odpowiedziałam mu tym samym i oparłam się plecami o fotel samochodu jednocześnie wtulając się w jego ramię, które objęło mnie jednym, szybkim ruchem. - Musimy pogadać Harry- powiedziałam półszeptem, a on tylko kiwnął głową w geście zgody i uśmiechnął się ciepło. Tak naprawdę trochę obawiałam się tej rozmowy. Może to dla tego, że nie byłam w stu procentach pewna swoich uczuć do niego, ale przecież miłość przychodzi z czasem... czasem...

Wesoły blondyn siedział za kierownicą i prowadził dialog z mulatem, wsłuchującym się teraz dokładnie w słowa Irlandczyka. Widocznie Niall znowu opowiadał o jedzeniu, ponieważ na twarzy Zayna pojawił się nieznaczny grymas lecz w pozytywnym tego słowa znaczeniu... Czy w ogóle to słowo ma jakieś pozytywne znaczenie? Sama nie wiem... Tak, czy inaczej po chwili na jego twarzy znów pojawił się długo oczekiwany przeze mnie uśmiech. W samochodzie oprócz naszej czwórki siedziała jeszcze Perrie i Caroline, które z ciekawością przysłuchiwały się rozmowie chłopaków, od czasu do czasu wtrącając swoje komentarze, które powodowały uśmiechy na naszych twarzach. W drugim samochodzie, który jechał kawałek za nami poruszała się reszta naszych przyjaciół, czyli Kate, Liam z Danielle, Loui i Eleonor oraz przyjaciel Louisa- Lucas. Pewnie nasuwa Wam się teraz pytanie gdzie jedziemy? Ohhh, gdybym tylko wiedziała. Chłopcy nie byli zbyt wylewni opowiadając nam o swoim genialnym pomyśle. A właściwie podobno pomyśle Daddiego. Skoro Li wymyślił miejsce gdzie spędzimy kolejne trzy dni swojego życia mogę być spokojna. Przynajmniej nie spodziewam się skoków na bangee, które przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Zastanawiam się czy kiedyś odważyłabym się zrobić coś takiego?! Taki nagły wzrost adrenaliny dobrze by mi zrobił... Dobrych hormonów nigdy za wiele...

Moje ciało ogarnęło teraz dziwne uczucie. Nie pierwszy raz go odczułam. Od jakiegoś czasu moje serce ogarnia coś w rodzaju smutku. Brak mi słów, żeby to opisać. Nie wiem czy to strach przed czymś co kiedyś się wydarzyło czy możliwość stracenia wszystkiego co jest dla mnie tak ważne. To jakby tęsknota za czymś co straciłam lub mogę stracić. Po chwili wróciłam do normalnego stanu, ale nie umiałam zapomnieć o tym co przed chwilą działo się w moim sercu. Za każdym razem, kiedy próbowałam wyrzucić z siebie to uczucie, powracało do mnie z potrojoną siłą i nie byłam w stanie się przed nim uchronić. Niestety... każdy ma jakieś tajemnice. Jedne są mroczne, a inne trochę mniej...

Po usłyszeniu strzępek rozmów chłopaków z przodu doszłam do wniosku, że jesteśmy na miejscu. Kolejny raz udało mi się puścić w niepamięć to co działo się w moim sercu, lecz czy aby na pewno to uczucie już nie powróci?

Wszyscy wyładowaliśmy się dość nieudolnie z pojazdów i zaczęliśmy rozglądać się dookoła. Miejsce było naprawdę czarujące. Pozbierawszy niezbędne przedmioty poszliśmy w stronę brzegu jeziora w celu bliższego poznania terenu. Pierwszy, dumnym krokiem podążał Lou, ciągnąc El za rękę. Jego radość ze spędzania wspólnego czasu z nami była przeogromna. Chłopak cieszył się niczym przedszkolak, który dostał wymarzony samochód na sterowanie. Zresztą wszyscy się tak zachowywaliśmy. Przebywanie wśród tak niezwykłej natury, podziwianie tak pięknych krajobrazów, a przede wszystkim spędzanie czasu w tak wspaniałym towarzystwie to powód do wielkiej radości. Nasza eskapada miała na celu oderwanie się od tętniącego życiem miasta i zakosztowanie odrobiny spokoju. Chcieliśmy po prostu spędzić miło czas i porządnie wypocząć. Oczywiście w każdej takiej wyprawie znajdą się także dobre i złe załączniki...

Kiedy zapoznaliśmy się już odrobinę z nowym miejscem my dziewczyny, nie licząc Danielle, która jakoś nie paliła się do jakiejkolwiek pracy zaczęłyśmy rozkładać namioty. Były całkiem duże i przytulne. Natomiast chłopcy zadowoleni z przebiegu naszej pracy chwycili się rozpalania ogniska. Przez pierwsze pół godziny Louis próbował rozpalić go metodą pocierania patyczka o patyczek, bo jak mówił mnóstwo razy już to robił. Niestety nie za bardzo mu to wychodziło, co sprawiało, że wszyscy mieli kolejny powód do śmiechu.
Lou w takim tempie to my nigdy nie siądziemy przy tym ogniskupowiedział Zayn opanowując śmiech, jednak po chwili się uspokoił, ponieważ pasiasty wydał z siebie triumfalny okrzyk.
Udało ci się?Eleonor podeszła do swojego chłopaka zdziwiona, patrząc na pomarańczowy płomień, który z minuty na minutę coraz bardziej się powiększał.
W pewnym sensiepan marchewka schował do kieszeni paczkę zapałek.
Oj ty oszuście!pocałowała go w usta, a on nie chciał wypuścić jej z objęć.
Nie przy ludziach!- wrzasnął Niall zakrywając oczy dłońmi na co znów wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

W tej atmosferze spędziliśmy kolejną godzinę, w której piekliśmy pianki. Chyba nikomu ze zgromadzonych przy ognisku one nie smakowały, ale przecież to nie jest najważniejsze w całym tym rytuale ''pieczenia pianek''. Chodzi o dobrą zabawę i radość ze zjedzenia dobrze upieczonej, ale okropnie smakującej białej pianki.

Podczas, kiedy ja starałam się utrzymać szpikulec Irlandczyka, na który ponabijanych zostało chyba z dwadzieścia wspomnianych wcześniej pianek chłopak pobiegł wraz z Kate do samochodu po swoją gitarę. Dość długo ich nie było, więc zatroskany Zayn wyręczył mnie w pieczeniu zawartości szpikulca blondyna, a ja miałam czas na rozprostowanie ręki.
A gdzie Car?zaczęłam rozglądać się szukając wzrokiem przyjaciółki. Harry delikatnie przesunął moją głowę odrobinę w prawo i wskazał palcem na miejsce gdzie Karolina przechadzała się wraz z Lucasem.
Czy oczy mnie mylą czy oni naprawdę trzymają się za ręce?zapytałam trochę zdziwiona ich tempem, ale jak najbardziej szczęśliwa, bo przyznaję, że trochę się martwiłam, że między nią a pasiastym coś jest, ale to było tylko złudzenie.
Miejsce, w którym rodzi się miłośćpowiedział loczek i spojrzał mi w oczy. Ja jednak odrzuciłam jego spojrzenie.
Bez tych wstępów Harry. Weź ją do namiotu i załatw swojedo ogniska podeszła trochę już pijana Danielle. Właściwie to ledwo umiała ustać na nogach. Po słowach dziewczyny wszyscy zgromadzeni przy ciepłym płomieniu spojrzeli na nią z grobową miną. W tej chwili nikomu nie było do śmiechu, jej wręcz przeciwnie.Wiem, że nie wiedziała dokładnie co mówi, ale te słowa zabolały... Często mówiąc coś bezmyślnie możemy mocno zranić jakąś osobę. Niewinne zdanie, ale wiążące się z przeszłością, z której niektórych wydarzeń nie warto pamiętać.
- Hannahpowiedział Harry, kiedy wstałam od ogniska.
Nie, przepraszam was, muszę się przejść.
Ja...
Samadałam mu do zrozumienia, że potrzebuję chwili samotności. Odeszłam zostawiając go przy ognisku razem z Zaynem, Perrie i pijaną Danielle.
Zdjęłam buty i szłam brzegiem jeziora podziwiając piękne widoki i napełniając swoje płuca świeżym powietrzem. Nagle moją uwagę przykuło urocze miejsce. Za bujną roślinnością jeziora krył się mały pomost. Zerkając co chwilę pod nogi poszłam w tamto miejsce i ostrożnie położyłam się na drewnianych deskach spoglądając na ciemnogranatowe niebo. Jasny księżyc na kształt rogalika otaczało tysiące pięknych gwiazd i gwiazdozbiorów. Pewnie wśród nich jest Wielka i Mała Niedźwiedzica. Mogłam tylko spekulować bo nigdy ich nie rozpoznawałam.

Dlaczego Danielle musiała wypowiedzieć właśnie te cholerne słowa?! Dlaczego akurat te? Wiążą się one u mnie wyłącznie ze złymi wspomnieniami. Wspomnieniami, które starałam się wyrzucić z siebie na zawsze...




  

No i jest już dwudziesty drugi :) Cieszycie się? Trochę krótki, ale obiecuję, że to się zmieni. Jak będziecie ładnie komentować to kolejny pojawi się troszkę szybciej... :D No, ale to nie zmienia faktu, że rozdziały będą pojawiać się raz na tydzień.
To przez to, że trochę zawaliłam szkołę :( Ale nie martwcie się, będziecie miały więcej czasu na poukładanie sobie w waszych cudownych główkach tych bzdur, które wam tutaj wypisuję ://
Bzdury to jest chyba właściwe słowo, bo kiedy czytam blogi niektórych z was to po prostu chylę się do ukłonów. Każda z was ma w sobie ogromny talent, jedne trochę mniejszy, niektóre większy, ale każda z was powinna być z siebie dumna, że pisze. Powołam się tutaj na cytat człowieka, którego pewnie znacie:
''Prawdziwa sztuka to taka, która powstaje dzięki potrzebie tworzenia''
Albert Einstein
No a tak na marginesie to jak myślicie co ukrywa Han? I może macie jakieś propozycje na kolejny rozdział. Jakieś sugestie?